Wciąż borykamy się z opuchlizną na ścięgnie i/na przy stawie pęcinowym z oby stron prawej przedniej nogi.
Na pierwszą noc bez grzania nic mu nie smarowałam tylko oblałam nogi zimną wodą (masaż).
Następnego dnia..
Poszłam z mamą do apteki, pani poleciła nam maść z arniki.
Smarowałam nią przez jakieś dwa dni, ekstremalnych efektów nie przyniosło ale jakieś minimalne były.
Dwa dni po zakupie moja przyjaciółka wpadła na pomysł smarowania nogi żelem Lioton 1000.
Ze względu na to,że reklamują go w telewizji kosztuje śmiesznie za duże pieniądze,dlatego zakupiłyśmy odpowiednik o tej samej zawartości ale innej nazwie:
Po jednym dniu widziałam już jakikolwiek efekt (krwiak nie był na całym stawie pęcinowym,ta jego cieńsza warstwa zniknęła).
Dziś zobaczę czy wciąż widać progres.
Jeszcze przed smarowaniem arniką zaczęłam puszczać konia luzem na hali.
Zrobił się najzwyczajniej agresywny przy prowadzeniu przez brak ruchu i padokowania.
Zrywał się prowadzącemu galopem,dlatego lepiej go puścić luzem.
Po długim rozstępowaniu (ok 30 minut) i gimnastyce (przechodzenie stępem przez drążki,cavaletti,gimnastyka szyi) poprosiłam o kłus dla sprawdzenia stanu w jakim się znajduje.
Wciąż kulał.. niestety.
Nagle po rozkłusowaniu zerwał się galopem (nie jakimś szaleńczym).
Pogalopował,pogalopował i wtedy poczuł "wolność" zaczął się rozpędzać i nim się obejrzałam zrobił 40 kółek galopu dookoła hali.
Był niesamowicie szczęśliwy. A ja w szoku.. w galopie nie kulał,po powrocie do kłusa tak.
Chciałam go nagrać,bo aż byłam tak zdziwiona.. nie wyłączyłam dźwięku w telefonie,kiedy usłyszał,że go nagrywam podgalopował do mnie :) Uchwyciłam tylko moment : zdyszane ale szczęśliwe konisko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz